Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Tragedia w Rumi. Ojciec pobił dzieci? Nowe fakty z prokuratury [ZDJĘCIA, WIDEO]

Joanna Kielas
Pobicie dzieci w Rumi - konferencja prokuratury w Wejherowie
Pobicie dzieci w Rumi - konferencja prokuratury w Wejherowie Fot. J. Kielas
Wszystko wskazuje na to, że 44-letni Ireneusz K. najpierw skatował dwie córki, bijąc je młotkiem w okolicach głowy, a potem powiesił się w przydomowej altance. Dziewczynki żyją, ale czeka je długie leczenie. Obecnie są hospitalizowane w Gdańsku.

(źródło: TVN/x-news)

Tym zdarzeniem żyje nie tylko cała Rumia. Tragedia wydarzyła się w czwartkowy poranek, 28 stycznia 2016 roku.

- Dziewczynki w wieku 12 i 16 lat zostały dość ciężko pobite, obie przebywają w szpitalu. Były wczoraj operowane. Mają obrażenia głównie w okolicy głowy i rąk - informuje Lidia Jeske, prokuratur rejonowy w Wejherowie. - Prawdopodobnym sprawcą tragedii jest ich ojciec, który wszystko na to wskazuje, popełnił po zdarzeniu samobójstwo. Z zeznań rodziny wynika, że dziewczynki poinformowały bliskich, że tata bił je młotkiem. Ale nie znaleziono go do tej pory w domu, ani obejściu. Narzędzie zapewne zostało gdzieś odrzucone, schowane, to duży dom i spora posesja.

Po tym, jak doszło do pobicia, jedna z dziewczynek przybiegła do cioci, która mieszka w drugim domu na tej samej posesji i poprosiła o pomoc. Ciocia pobiegła poszukać drugiej i to oni wezwali pogotowie. Zwłoki mężczyzny ujawnił brat, którego cofnięto z pracy. Wisiały w przydomowej altance.

Prokuratura potwierdza, że rodzina była objęta niebieską kartą, ale, konflikt miał rozgrywać się między mężem, a żoną, nie dotyczył dzieci.

- Mama i szereg innych świadków potwierdzili, że ojciec nigdy nie był agresywny w stosunku do dziewczynek, nie używał w stosunku do nich przemocy - mówiła podczas konferencji prokurator Jeske. - Także nauczycielki ze szkoły, gdzie chodziły dziewczynki, były tym zdarzeniem bardzo zdziwione. To była normalna, spokojna rodzina - o tym mówili świadkowie, którzy wynajmowali pokoje w tym domu.

Tu przeczytasz:
Pobicie dziewczynek w Rumi - pierwsze fakty z miejsca zdarzenia

Śledczy dodają, że nie było tam molestowania. Wiadomo też, że w styczniu zapadł wyrok rozwodowy między rodzicami pobitych dzieci, ojciec był spakowany i miał się podobno wyprowadzić.

- Były plany sprzedaży tego domu, który należał do mężczyzny i zamiany go na dwa mieszkania, ojciec chciał córkom zabezpieczyć przyszłość. Agresji wobec dzieci nie było. Były planowane wspólne wakacje w zeszłym roku, nic nie wskazywało na tragedię - dodaje Lidia Jeske.

Mama powiedziała śledczym, że ojciec zażywał środki nasenne i jak wróciła do domu, zauważyła puste opakowania, zniknęło kilkadziesiąt tabletek. To powinna wyjaśnić sekcja zwłok, która będzie w poniedziałek.

Mężczyzna miał wyrok z sierpnia ub.r. za pobicie żony. Tam była orzeczona kara z warunkowym zawieszeniem i dozór kuratora. Pokrzywdzona (czyli matka) wyraziła zgodę na taki wyrok. Z akt wynika, że społeczny kurator był u rodziny w poniedziałek, 25 stycznia. Były też cykliczne wizyty policji, nie stwierdzono nieprawidłowości. Wiadomo, że mężczyzna miał problem z alkoholem, m.in. w zeszłym roku, kiedy kierowano akt oskarżenia do sądu o pobicie żony. Od pewnego czasu nie pił.

Dziewczynki nie były jeszcze przesłuchiwane, wczoraj miały zabiegi chirurgiczne. Mama przekazała śledczym, że obrażenia są poważne, ale życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. Na pewno przesłuchanie nie nastąpi w najbliższym czasie, choćby z powodu obrażeń - jedno z dzieci ma uszkodzoną szczękę.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wielki Piątek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na rumia.naszemiasto.pl Nasze Miasto