Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

23 lipca Krzysztof Kuich będzie ustanawiał rekord Guinnessa w Chmielnie

Lucyna Puzdrowska
23 lipca w Chmielnie Krzysztof Kuich podejmie próbę ustanowienia rekordu Guinnessa. Za 10 dni dowiemy się, czy to wyzwanie, póki co, jedyne na świecie, się powiodło.
23 lipca w Chmielnie Krzysztof Kuich podejmie próbę ustanowienia rekordu Guinnessa. Za 10 dni dowiemy się, czy to wyzwanie, póki co, jedyne na świecie, się powiodło. Lucyna Puzdrowska/Krzysztof Kuich fot. nr 2
Krzysztof Kuich porzucił pracę w dużej korporacji, aby spełniać swoje marzenia i realizować się w życiu. I udało się. 23 lipca o godz. 9 w Centrum Nurkowym Tryton w Chmielnie, spróbuje ustanowić rekord Guinnessa w Polsce. Będzie nim jak najszybsze odtworzenie talii kart, którą zapamięta w pełnym zanurzeniu w jeziorze, na jednym wdechu. Jest to połączenie mnemotechnik i freedivingu. Taki rekord jeszcze nigdy nie został ustanowiony w Polsce ani na świecie. Oficjalny tytuł rekordu Guinnesa został już zaakceptowany przez Guinness World Records. Z Krzysztofem rozmawiamy o jego życiu, pasjach i motywacjach, które doprowadziły go do wyzwania, jakie zamierza podjąć 23 lipca w Chmielnie.

- Jak to się zaczęło, panie Krzysztofie? Rodzice zauważyli, że jest pan wyjątkowy, że wyróżnia się na tle innych dzieci ponadprzeciętną umiejętnością zapamiętywania, czy sam pan to u siebie odkrył?
- Pewnie panią zaskoczę, ale jako dziecko miałem tragiczną wręcz pamięć, w najlepszym wypadku, przeciętną. Wśród rówieśników niczym się nie wyróżniałem. Brnąłem tak przez lata szkoły, potem studia, pracę w korporacji. W szkole uczyłem się dobrze, ale tylko dlatego, że się do tej nauki przykładałem. To rodzice wpoili nam, że edukacja jest w życiu bardzo ważna. Uczyłem się na zasadzie wkuwania, nie tyle dla siebie, co dla ocen. Zazdrościłem osobom, którym wystarczyło zajrzeć do książki i na klasówkach sobie radzili. Mnie kosztowało to więcej pracy.
- Co się wydarzyło w 2014 roku, że nagle postanowił pan rzucić pracę i przewrócić swoje życie o 180 stopni?
- W psychologii to tłumaczy się w ten sposób, że zmiany nadchodzą wtedy, kiedy przychodzi frustracja i negatywne emocje i dokładnie tak było ze mną. Zauważyłem, że czas biegnie, a ja nawet nie wiem, że żyję. Postanowiłem przerwać ten marazm jednym ostrym cięciem i zająć się sobą, spełnianiem swoich marzeń, nie tylko ambicji. Wiedziałem, że treningi pamięci istnieją, ale dopiero będąc u znajomej, gdy na półce z książkami zauważyłem pozycję Marka Szurawskiego, zrozumiałem, że to jest to. Zacząłem zaliczać kursy na ten temat, jeden, potem drugi już u pana Szurawskiego. Nagle zrozumiałem, że kompletnie przeciętny umysł jest w stanie się wytrenować. Dziś już nie powiem, że ktoś ma przeciętną pamięć, ale że ma pamięć niewytrenowaną.
- Na czym polega trenowanie pamięci?
- Niczym się nie różni od trenowania na siłowni. Tam trenuje się ciało, ja trenuję umysł, pamięć. Tu też do wyników prowadzi systematyczna praca. Wystarczy 15 minut dziennie, żeby dojść do zadowalającego poziomu. Dla mnie takim największym sprawdzianem był udział w Mistrzostwach Pamięci w Londynie w roku 2014, gdzie reprezentowałem Polskę. Zająłem 11 miejsce, ale był to dla mnie ogromny sukces.
- Zrezygnował pan z pracy, żeby się samodoskonalić i realizować swoje marzenia, a przecież nie wystarczy pstryknąć palcami, realizacja marzeń kosztuje. Skąd wziąć na to pieniądze, kiedy się ich nie zarabia?
- Pracując w korporacji zarabiałem nieźle, a nie wydawałem dużo, a jak już to na męskie zabawki a nie na realizację jakichś celów. Poza tym, kiedy zaczęła dojrzewać we mnie myśl o zmianach, nauczyłem się oszczędzać. Pierwszym spełnionym marzeniem była 30-dniowa wycieczka motocyklem po Europie. W tym celu wykorzystałem sześciotygodniowy urlop, który w korporacjach nie zdarza się często. Miałem jednak szczęście do przełożonych. Byłem dobrym, kreatywnym pracownikiem, więc zgodzili się wypuścić mnie na ten przydługi wyjazd.
- A pan w ramach wdzięczności podziękował im potem za pracę, rozumiem.
- Gdybym nie uznał, że się wypalam i potrzebuję zmian, pewnie nadal byłbym doskonałym przedstawicielem branży korporacyjnej. Stało się jednak inaczej i ten przełom nastąpił w 2014 roku. Udało mi się zrealizować jeszcze dwa marzenia, udział w amatorskiej lidze rajdu samochodowego, a później wyjazd do Tajlandii na kurs tajskiego boksu.
- Czym różni się boks tajski od tradycyjnego, który znamy?
- Dochodzą jeszcze uderzenia nogami...
- To coś jak kickboxing?
- O, właśnie, zasady są bardzo podobne.
- Skąd taka rozbieżność w tych marzeniach, że nie powiem, bałagan?
- Z boku może to tak wyglądać, realizacja marzeń bez konkretnego klucza, ale były to marzenia gromadzone przez lata, których wcześniej sobie odmawiałem. Dziś wymówka, że nie ma się na coś pieniędzy, nie przemawia do mnie w ogóle. To bardziej kojarzy mi się z lenistwem, ze stagnacją i skazywaniem siebie z góry na przegraną. Jeśli ktoś czegoś bardzo chce, to konsekwencją i determinacją można osiągnąć wszystko.
- Przejdźmy może do rekordu. Co chce pan sobie, innym udowodnić, ustanawiając rekord w tak nietypowym, przyzna pan, przedsięwzięciu?
- Na pewno nie tylko to, że można skutecznie, na bezdechu, zapamiętywać pod wodą tak dużą ilość informacji, ale przede wszystkim, że spełnianie takich pasji jest możliwe. Wystarczy zainteresować sobą odpowiednich ludzi i znaleźć sponsorów. Centrum Nurkowe Tryton w Chmielnie po jednym telefonie zgodziło się wziąć mnie pod swoje skrzydła. To trochę zabawna historia, bo podczas tej mojej wycieczki przez Bałkany, zahaczyłem o renomowaną szkołę nurkową w Chorwacji. Tam poznałem Olka, instruktora właśnie z Trytona w Chmielnie. Po roku zadzwoniłem i dalej wszystko ruszyło jak lawina. Zacząłem pracować nad swoją firmą, własnym produktem poprzez który chcę pokazywać ludziom, że można zmieniać siebie i realizować się w życiu razem ze swoimi marzeniami. Tak powstał Ogar System, który promuję. Od niedawna działa też akcja PolakPotrafi.pl. Próbuję ludziom przekazać, że jeśli potrafimy wytrenować umysł tak, żeby poprawić pamięć, to bez problemu zapamiętamy imiona ludzi, kwestie biznesowe czy nauczymy się bez problemu łączyć fakty. To się przydaje nie tylko w życiu biznesowym, ale też w życiu codziennym.
- No właśnie, wykorzystuje pan tę wytrenowaną pamięć na co dzień?
- Człowiek nie zapamięta niczego, nad czym się nie skupi. Skupienie jest w mnemotechnice podstawą, tym bardziej, że umysł jest bardzo leniwy i wykorzystuje skróty myślowe, którymi był karmiony przez lata, więc jeśli się nie skupimy, to nie zapamiętamy. Niedawno miałem taką sytuację, że wyjeżdżałem gdzieś na motocyklu i nagle widzę, że za chwilę padnie mi bateria w telefonie, a miałem do wykonania mnóstwo połączeń. Wyjąłem więc telefon, skupiłem się i zapamiętałem numery osób do których miałem dzwonić. Po jakimś czasie bez problemu wykonałem te połączenia z innego telefonu. To naprawdę nie jest trudne i każdy może w ten sposób swoją pamięć wytrenować.
- W porządku, ale planowane przedsięwzięcie polega nie tylko na fenomenalnej pamięci, ale też nurkowaniu i umiejętności przebywania pod wodą. Skąd ten pomysł?
- Profesjonalnie zacząłem trenować dopiero w Centrum Nurkowym Tryton w Chmielnie. Przede wszystkim musiałem pokonać swoje lęki. Wcześniej paraliżował mnie strach, bardzo zasysałem powietrze i potrafiłem myśleć tylko o tym, by znaleźć się ponad taflą wody. Udało się te fobie przezwyciężyć. Dziś już umiem czerpać przyjemność z nurkowania i przebywania pod wodą. Natomiast z zapamiętywaniem talii kart spotkałem się już wcześniej, a zmierzyłem po raz pierwszy na mistrzostwach w Londynie. Pierwsza moją propozycję Guinness odrzucił, nie zaakceptowali tego, że będę miał pod wodą butlę z powietrzem. Zaproponowali, że owszem, mogę to zrobić, ale na wstrzymanym oddechu, czyli zero powietrza. Przyznam, że z ogromną ekscytacją otwierałem maila od Guinnessa, bo wiedziałem, że to jest być albo nie być dla całego mojego projektu. Jak już przeczytałem, to zalała mnie fala najróżniejszych emocji, od niedowierzania poprzez przerażenie aż po panikę. Nie wyobrażałem sobie, że to jest możliwe, że mogę się z tym zmierzyć. Jednak postawiłem wszystko na jedną kartę i zdecydowałem się na trenowanie freedivingu. To właśnie nurkowanie bez żadnego wspomagania, tylko w samej piance. Dziś już schodzę pod wodę i zatrzymuję oddech na 7,5 minuty, zapamiętując przy tym całą talię kart.
- Jak ma wyglądać samo ustanawianie rekordu w Chmielnie?
- Całe przedsięwzięcie składa się z dwóch etapów. W pierwszym na bezdechu wchodzę pod wodę, nurek podaje mi talię kart, ja ją zapamiętuję i wypływam. W etapie drugim siadam sobie na słoneczku, otrzymuję od sędziego drugą, nową talię kart, a następnie włączany jest starter. We wskazanym czasie muszę odtworzyć talię tak, jak zapamiętałem ją będąc pod wodą. Potem jest część najbardziej emocjonująca, kiedy równolegle z sędzią kładziemy na stół po jednej karcie. Muszę wyjąć dokładnie tę co sędzia.
- A jak się nie uda? Będzie pan próbował za rok znowu?
- Nie, ponieważ uda się za pierwszym, innej opcji nie ma.
- Rozumiem. Z tego co wiem, jest pan związany rodzinnie z Pomorzem?
- Jak najbardziej. Urodziłem się w Gdańsku, moi rodzice mieszkają w Rumi. Tam spędziłem dzieciństwo, a potem ukończyłem Politechnikę Gdańską. W Warszawie znalazłem pracę i już w stolicy pozostałem, jednak serce zostawiłem w Gdańsku. Tu mam rodzinę, trzech braci, w tym bliźniaka. Piotrek jest programistą i zawsze był tym systematycznym, podczas gdy ja tym kreatywnym. Dziś mogę całkiem oficjalnie powiedzieć, że w latach szkolnych zdarzało nam się wykorzystywać to, że jesteśmy identyczni. Klasa pękała ze śmiechu, a nauczyciele nie potrafili nas odróżnić, więc podmianki uchodziły nam na sucho. Piotrek bardzo mnie wspiera, moja strona internetowa to jego dzieło. Generalnie rodzina to dla mnie najważniejsza wartość w życiu.
- Ale własnej jeszcze pan nie założył?
- Nie, jednak w Warszawie zamieszkałem z moją dziewczyną. Marta bardzo mnie wspiera w tym co robię. Zdarza się, że szybciej ode mnie znajduje rozwiązanie problemu, który akurat mnie nurtuje. Jest kimś bardzo ważnym w moim życiu, ale decyzji o założeniu podstawowej komórki społecznej, małżeństwie, dzieciach, jeszcze nie podjęliśmy. Wszystko w swoim czasie.
- Życzę więc powodzenia w planowanym przedsięwzięciu i trzymam kciuki!
- Pozwoli pani, że nie podziękuję.

Więcej o Krzysztofie i rekordzie Guinnessa na: www.ogarsystem.pl i www.polakpotrafi.pl/projekt/rekord-guinnessa-2016

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Filip Chajzer o MBTM

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pomorskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto