W najmniejszym stopniu nie zamierzam umniejszać teologicznego, religijnego i duchowego znaczenia Świąt Bożego Narodzenia. U chrześcijan są one uważane za najważniejsze, po Wielkanocy, święta w całym roku liturgicznym. Upamiętniają przyjście na świat Chrystusa w ludzkiej postaci, po to, by dopełnił się akt zbawienia. I to jest ich istotą.
Ale te święta, wraz z poprzedzającą je wigilią, uznawane są także za najbardziej rodzinne i radosne, ze wszystkich obchodzonych u nas świat. I trudno się z tym nie zgodzić, bo przecież zgodnie z polską tradycją, były one okazją do wielopokoleniowych spotkań, podczas których kultywowano, przekazywane z pokolenia na pokolenie świąteczne, przebogate zwyczaje, a jednym z nich jest wspólne śpiewanie kolęd. Dlatego te święta są takie wyjątkowe i tak bardzo wyczekiwane.
W tym roku, wskutek pandemii, będą one inne. Nie wszędzie pojawi się św. Mikołaj z prezentami, nie każdy będzie mógł wziąć udział w pasterce, nie wszystkim uda się wrócić do kraju z zagranicy, a w wyniku wprowadzonych przez rząd obostrzeń, będziemy mogli spotykać się wyłącznie w dużo mniejszych, niż chcielibyśmy gronach. Nie ukrywam, to najbardziej mnie zasmuca.
Ale to wcale nie znaczy, że w te święta nie należy zadbać o umocnienie więzi rodzinnych i przyjacielskich. Teraz, w dobie Internetu, to żaden problem. Każdy uczeń szkoły podstawowej zna takie komunikatory, jak chociażby WhatsApp czy Skype i może pomóc seniorom w posługiwaniu się nimi. W tym trudnym, pandemicznym czasie, gdy tyle jest powodów do przygnębienia, lęku i niepokoju, każda oznaka pamięci i życzliwości ma kolosalne znaczenie, bo buduje pozytywne nastawienie do życia. Jeśli nie otrzymamy takiego wsparcia ze strony bliskich, to na kogo mamy liczyć?
I jeszcze dwie refleksje. Nie wszystkim ostatnio wiedzie się dobrze. Dotyczy to w pierwszym rzędzie rodzin gorzej sytuowanych, wielodzietnych, dotkniętych chorobą lub utratą pracy. Na pewno wielu z państwa, w szlachetnym, dobrodusznym geście, wsparło materialnie lub finansowo nie jedną akcję pomocową i charytatywną, skierowaną do tej grupy osób. Ale warto jeszcze rozejrzeć się wokół. Może jest ktoś, kto wymaga pomocy, a nikt jeszcze do niego nie dotarł. Bo z mojego doświadczenia, z czasów gdy byłem prezydentem Wejherowa i byłem zapraszany na otwarte wigilijne wieczerze, organizowane w ramach oddolnej, wspaniałej inicjatywy „Pomocna Dłoń”, wspomaganej przez pracownice MOPS na czele z panią dyr. Zofią Mikulską, słuchaczki „Medyka” oraz ks. prał. Bogusława Żurawskiego wiem, że nie wszyscy potrzebujący zwracają się o pomoc. Nie pozwala im na to duma. O ich sytuacji wie tylko najbliższa rodzina, przyjaciele, sąsiedzi. Jeszcze jest czas, by i do nich dotrzeć i to nie tylko z życzeniami i dobrym słowem.
I już na koniec. Tegoroczne wybory prezydenckie pokazały jak głęboko jesteśmy podzieleni. Te podziały bardzo często idą w poprzek naszych rodzin. Przy świątecznym stole najchętniej rozmawiamy o zdrowiu i polityce. Zdrowie niech już zostanie, ale politykę może zostawmy tym razem za drzwiami. Nie uciekniemy od niej. Ona i tak będzie absorbowała naszą uwagę, bo wpływa na nasze codzienne życie. Ale w czasie tych świąt, nie traćmy czasu na polityczne kłótnie, bo zepsujemy ich niepowtarzalną atmosferę. A ta powinna być radosna, pogodna i serdeczna. I takiej życzę wszystkim czytelnikom „Dziennika Bałtyckiego”, a za ich pośrednictwem, wszystkim mieszkańcom naszego regionu.
Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?