Zgodnie z zapowiedzią sprzed tygodnia, wracam dziś do niezakończonej jeszcze procedury ratyfikacji unijnego Funduszu Odbudowy i do manewrów wokół Krajowego Planu Odbudowy. Zacznę od tego pierwszego. W wyniku nieoczekiwanego porozumienia PiS z lewicą, szybka ratyfikacja Funduszu jest już przesądzona. Nawet gdyby opozycji jakimś cudem udało się w Senacie wprowadzić do ustawy ratyfikacyjnej swoje poprawki, to i tak w Sejmie zostaną one odrzucone. A jeśli senatorowie lewicy i PSL, zachowają się tak, jak ich partyjni koledzy w Sejmie, to poprawek w ogóle nie będzie i ustawa od razu trafi do Prezydenta. Chociaż nie zdziwiłbym się, gdyby na etapie prac w Senacie, PiS na jakieś poprawki się zgodził, chcąc zademonstrować, że traktuje opozycję poważnie i wyciąga do niej rękę na zgodę. Zawsze można to potem pijarowsko wykorzystać na arenie krajowej i międzynarodowej.
A co z Krajowym Planem Odbudowy? Tu mam wobec rządzących sporo uwag krytycznych. Bo o ile ratyfikacja Funduszu Odbudowy jest w zasadzie formalnością i przesądza jedynie o tym, że chcemy z tego instrumentu pomocowego skorzystać, to KPO będzie w szczegółach określać na jakie cele zostaną przeznaczone środki z tego funduszu i kto będzie ich wydatkowanie kontrolował. Uporu PiS, żeby z konsultacji na ten temat wykluczyć, wciąż jeszcze największe ugrupowanie opozycyjne, jakim jest Koalicja Obywatelska, a także PSL, racjonalnie wytłumaczyć się nie da. Niewątpliwie PiS miał interes w tym, żeby poróżnić ze sobą i w rezultacie osłabić opozycję, a lewica mu to znakomicie ułatwiła. Dziś tłumaczy się, że kierowała się racją stanu, a także dobrem Polek i Polaków. Nie twierdzę, że żadnej z tych przesłanek nie brała pod uwagę przed podjęciem decyzji w tej sprawie. Tylko kto uwierzy w to, że nie było w tym także chłodnej kalkulacji – co nam się bardziej opłaca. Z każdym dniem na światło dzienne wychodzi coraz więcej faktów, pokazujących prawdziwe intencje PiS. Okazuje się, że minister Michał Dworczyk, osobiście zabiegał u Szymona Hołowni o to, by Polska 2050 włączyła się do konsultacji. Ten jednak, gdy dowiedział się, że takiej propozycji nie dostała ani KO, ani PSL, stanowczo odmówił. Z tego zwarcia opozycja, nie wyłączając triumfującej, moim zdaniem zdecydowanie przedwcześnie lewicy, wyszła poważnie osłabiona i to nie podlega żadnej dyskusji. Ale czy cały obóz Zjednoczonej Polski może mówić o sukcesie? PiS i prezes Jarosław Kaczyński na pewno tak, ale Solidarna Polska i Porozumienie? Mam co do tego poważne wątpliwości, ale to temat na odrębny felieton.
Dlaczego politykom KO i PSL tak bardzo zależało na włączeniu do KPO ich poprawek. Szczególnie tych dotyczących transparentności procedur i kontroli wydatków. Z prostego powodu. W ich szeregach panuje przekonanie, że w obecnym kształcie KPO stanie się „funduszem wyborczym PiS”. Jako przykład podają Fundusz Inwestycji Lokalnych. Pamiętacie państwo, jak na finiszu ubiegłorocznej kampanii prezydenckiej, po Polsce jeździł premier Mateusz Morawiecki i podczas otwartych wieców wręczał włodarzom okolicznych miast i gmin symboliczne czeki i promesy. Nawet gdyby przy przyznawaniu tych środków zachowano najwyższe standardy obiektywizmu i rzetelności, zważywszy na kontekst kampanijny, odbierane to było jako kupowanie poparcia wyborców dla kandydata obozu rządzącego Andrzeja Dudy. KO i PSL nie chcą, byśmy przed wyborami parlamentarnymi w 2023 roku, mieli powtórkę z historii.
Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?