Felieton Jerzego Budnika. "Wojna w obozie rządzącym"

Tak to wygląda z zewnątrz. Ale jak jest naprawdę, najlepiej wiedzą sami liderzy PiS, Solidarnej Polski i Porozumienia. Gdy siadam do pisania tego felietonu wiemy tylko tyle, że Jarosława Kaczyńskiego bardzo mocno rozsierdziło to, że koalicjanci PiS, nie poparli w Sejmie dwóch bardzo ważnych dla niego projektów ustaw. Chodzi o „piątkę Kaczyńskiego dla zwierząt” i tzw. bezkarność urzędniczą, którą chciano, jak zwykle chyłkiem, przeforsować przy okazji kolejnej nowelizacji ustawy covidowej. Ta pierwsza i tak przez Sejm przeszła, bo poparła ją część opozycji (zdecydowana większość posłów Koalicji Obywatelskiej i cała Lewica), ale głosowanie w sprawie drugiego projektu, wobec całkiem realnej perspektywy jego odrzucenia, w ostatniej chwili zdjęto z porządku dziennego.

Myślę, że ta druga sprawa jest dla Kaczyńskiego dużo ważniejsza od pierwszej. Z politycznego, wizerunkowego i prestiżowego punku widzenia. Przecież nie jest żadną tajemnicą, że to on podejmuje, albo ma decydujący wpływ na wszystkie kluczowe decyzje zapadające w obozie władzy. Nie prezydent, nie premier i nie jego ministrowie. Miał także wpływ na te decyzje, które podejmowane były w związku z przygotowaniami do tegorocznych wyborów prezydenckich. Nie wydaje mi się, by w tej sprawie robiono cokolwiek bez wiedzy i aprobaty prezesa. Opozycja już wtedy wytykała PiS, że wiele podejmowanych wówczas działań było bezprawnych. I oto teraz Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie przyznał im rację. Orzeczenie Sądu jest dla obozu rządzącego druzgocące. Uznał on, że decyzja premiera Morawieckiego, wykonana przez wicepremiera Jacka Sasina, o zleceniu Poczcie Polskiej przygotowań, nota bene bardzo kosztownych, do majowych wyborów jest nieważna, bo po pierwsze rażąco narusza prawo, a po drugie została wydana bezpodstawnie. To otwiera furtkę do postawienia przez prokuraturę poważnych zarzutów Morawieckiemu i zdaje się, że tego najbardziej obawia się Kaczyński. Bo kto to wie, co z tym fantem zrobi teraz minister Ziobro. Wiadomo, że z Morawieckim nie specjalnie się lubią. Już samo to, że ma haka na premiera, musi niepokoić Kaczyńskiego, bo nie od dziś wiadomo, że od swoich koalicjantów wymaga on bezwzględnego posłuszeństwa, a nie stawiania się, a już na pewno nie ukrytego szantażu.

Moim zdaniem PiS, Solidarna Polska i Porozumienie są na siebie skazani i prędzej czy później się dogadają. Rzecz jasna na nowych warunkach. Inaczej Zjednoczona Prawica straci władzę, bo na zwycięstwo PiS w przedterminowych wyborach, w takich rozmiarach, które dawałoby mu większość bezwzględną w Sejmie, raczej się nie zanosi. Chyba, że czegoś nie wiem. W rządy mniejszościowe nie wierzę. Dla przyzwyczajonego do hegemonii PiS to byłaby droga przez męki. Nie wiadomo jak w tej sytuacji zachowałby się prezydent Andrzej Duda. Nie musi być bezwolnym zakładnikiem PiS, jak w swojej pierwszej kadencji. Na wariant przedterminowych wyborów Kaczyński raczej nie pójdzie. Już raz wyszedł na tym jak przysłowiowy Zabłocki na mydle, a dwa razy tych samych błędów nie popełnia. Koalicja z PSL-Kukiz’15 lub Konfederacją po wyjątkowo ostrej debacie w sprawie „piątki dla zwierząt” jest dla mnie trudna do wyobrażenia, chociaż z drugiej strony, polska polityka stała się tak nieprzewidywalna, że niczego nie można wykluczyć. Wszystko wskazuje więc na to, że jak opadną emocje, politycy wrócą do rozmów i dogadają się „dla dobra sprawy”. Ale wpływu obecnego kryzysu na rozwój sytuacji politycznej bym nie przeceniał.