Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Recenzja gry Far Cry 6: I ty obal szalonego dyktatora. Który to już raz?

Piotr Szymański
Piotr Szymański
Recenzja gry Far Cry 6: I ty obal szalonego dyktatora
Recenzja gry Far Cry 6: I ty obal szalonego dyktatora Ubisoft, PS Store
Aż trzy i pół roku gracze musieli czekać na kolejną odsłonę serii Far Cry. W szóstej części Ubisoft przenosi nas prosto z amerykańskiej Montany na rajską wyspę Yarę, na której czeka bezwzględny dyktator do obalenia. Czy warto podjąć wyzwanie i raz jeszcze spróbować sił w sandboksowej strzelance z perspektywy pierwszej osoby?

Far Cry 6: Powrót do tropików

Aż wstyd przyznać, ale od mojej ostatniej styczności z serią Far Cry minęło aż... 9 lat. Tak, to nie pomyłka. Poprzednio ogrywałem trzecią odsłonę, gdzie protagonista - Jason Brody, stawiał czoła szalonemu przywódcy piratów, Vaasowi. Na pierwszy rzut oka świat z odsłon 3 i 6 wygląda podobnie. W najnowszej grze od Ubisoftu również trafiamy na rajską wyspę, o nazwie Yara, będącą odpowiednikiem rzeczywistej Kuby. Tym razem nasz (męski lub żeński) bohater - Dani Rojas, po nieudanej ucieczce łodzią do wyśnionych Stanów Zjednoczonych, staje po stronie rewolucjonistów i zamierza im pomóc w odsunięciu od władzy bezwzględnego dyktatora - Antona Castillo.

W rolę głównego antagonisty wciela się popularny aktor Giancarlo Esposito, znany chociażby z seriali Breaking Bad, Zadzwoń do Saula czy Mandalorianina. To świetna decyzja twórców, którzy tym ruchem zapewnili sobie w ciemno charakterystyczną postać głównego złego. Castillo zamiast być wybawcą Yary, okazał się tyranem. Co za zaskoczenie. Jego reżim zmusza mieszkańców wyspy do służby lub niewolniczej pracy. Wszystko oczywiście dla dobra ogółu, czyli produkcji tytoniu pod przykrywką... leku na raka - Viviro. W rzeczywistości zabójczej dla ludzi trucizny.

Far Cry 6 od początku urzeka klimatem, przerysowaną historią z elementami absurdu i dynamicznym tempem. Rewolucja jest dla jej uczestników przede wszystkim dobrą zabawą. I mnie takie ukazanie tematu podpasowało. Trudno oprzeć się wrażeniu, że twórcy czerpali garściami m.in. z filmu "Maczeta". Widoczne jest to gołym okiem w "komiksowości" naszych partnerów w partyzantce i uzbrojeniu. Ale o tym później. Ubisoft tradycyjnie przygotował gigantyczną mapę, jeszcze większą niż w Assassin's Creed Valhalla czy Odyssey. Naturalnie lokacje przesycone są powtarzalnymi aktywnościami pobocznymi, takimi jak odbijanie posterunków, niszczenie działek przeciwlotniczych czy odnajdywanie skrzynek z zaopatrzeniem. Mapka nabita jest po brzegi znacznikami i jej wyczyszczenie to zadanie tylko dla najwytrwalszych. Ale tacy na pewno się znajdą.

Far Cry 6: Absurd buduje klimat

Podróżowanie i przemieszczanie się po rozległej Yarze jest uzależniające. Wyspa sprawia wrażenie "żywej", mimo często dużych odległości między punktami docelowymi. Deweloperzy do dyspozycji graczy oddali konie, rozmaite pojazdy (czołgi!), quady, samoloty, helikoptery czy łodzie. Do wyboru, do koloru, mimo iż fizyka jest bardzo uproszczona, a sterowanie podobne. Przy okazji zwiedzania okolicy co i rusz znajdzie się punkt, przy którym chce się zatrzymać i dokładniej rozejrzeć. Z czasem odkrywamy coraz więcej kryjówek, między którymi możemy się przemieszczać poprzez punkty szybkiej podróży. A największe bazy są możliwe do rozbudowania o nowe budynki, które zapewniają konkretne bonusy (np. sklep z bronią czy czasowa premia do statystyk). Co ciekawe w obozach obserwujemy naszą postać zza pleców. Drobna nowość, a cieszy.

Tym razem w Far Cry nie znajdziemy tradycyjnego drzewka umiejętności. Dodatkowe skille i atrybuty (np. wzmocniona ochrona przed trucizną, większą ilość zbieranej amunicji) protagonista zyskuje dzięki elementom ubioru rozsianym po wyspie. To dodatkowy aspekt rozgrywki zachęcający do dokładniejszej eksploracji.

Przyznam, że na moich ustach pojawił się wyraźny uśmieszek, gdy w po raz pierwszy stanąłem do... walki kogutów. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie sposób przedstawienia ich w stylu bijatyki a'la Tekken. Zwierzak posiada pasek zdrowia i kilka prostych ruchów - cios z bliska, dystansowy, unik i super-uderzenie w formie ładującego się paska. Jatka toczy się do dwóch wygranych rund. Stanowi to fajny bonus, który buduje klimat Far Cry 6. Ale tak naprawdę nie poświęcimy mu więcej niż kilka, kilkanaście minut. I takich smaczków jest zdecydowanie więcej.

Sercem Far Cry 6, oprócz eksploracji, jest naturalnie walka. Strzelanie zrealizowano kapitalnie i każde pociągnięcie za spust daje sporą satysfakcję. Martwi natomiast nadmierne spawnowanie się wrogów, pojawiających się znikąd (vide policja w Cyberpunk 2077), zaraz po wyczyszczeniu miejscówki. Może to irytować i sprawiać, że odechciewa się czyścić mapę z mniej istotnych znaczników. Przyczepić muszę się do mechaniki szybkiego zapisu, który nie działa chyba tak, jak powinien. Mimo pojawiania się charakterystycznej ikonki w rogu ekranu, gra nie zapamiętuje progresu misji. Po śmierci musimy zaczynać od początku.

Robotę robią za to bronie, podatne na rozmaite modyfikacje. Co ważne, nie ma przesytu podobnego uzbrojenia, a każda nowo zdobyta pukawka wnosi do rozgrywki coś ciekawego. Ponadto za zdobywany uran u handlarza dostaniemy bronie specjalne "Zrób to sam", które są w większości wyjątkowo absurdalne i... pasujące do całości rozgrywki (m.in. pistolet na gwoździe czy wyrzutnia płyt muzycznych). Jakby tego było mało, Dani nosi plecak nazywany Supremo. Daje on nam opcję specjalnego, mocnego ataku, takiego jak choćby wystrzał samonaprowadzanych rakiet, który potrafi wybawić z najgorszych tarapatów.

Istotnym elementem rozgrywki są Amigos, czyli zwierzaki towarzyszące naszemu bohaterowi. Na start zaprzyjaźniamy się przyodzianym w kurtkę aligatorem Guapo, a z rozwojem fabuły odkrywamy kolejnych niezwykłych kompanów. Furorę robi szczególnie słodki jamnik Chorizo, który stracił tyle łapki i zamiast nich ma... koła. Zwierzęta posiadają swoje podstawowe umiejętności i dodatkowe, do odblokowania. Głównie przydają się do walki lub skradania się, ale musimy pamiętać, że ich wytrzymałość nie jest zbyt duża i często zmuszeni jesteśmy je reanimować.

Far Cry 6: Czekając na rewolucję

Oprawa wizualna budzi mieszane odczucia. Widoki zapierają dech w piersiach, ale cutscenki już nie są tak bajecznie zrealizowane i potrafią chrupnąć. Wiele do życzenia pozostawia mimika postaci, z którymi mamy przyjemność zamieniania kilku słów oraz czasem rozczarowują tekstury na oglądanych z bliska przedmiotach. Ale to nie jest tak, że grafika w Far Cry 6 jest słaba. Co to, to nie. Wersja na PlayStation 4 prezentuje wysoki poziom, ale gracze ogrywający tytuł na konsolach nowej generacji mogli spodziewać się czegoś więcej.

Ubisoft, jak to Ubisoft. W swoich kolejnym tytule z flagowej serii dostarczył graczom dokładnie to, czego oczekiwali. Czyli masę odstresowującej rozgrywki na ogromnej mapie, której wyczyszczenie może zająć spokojnie i 100 godzin. O ile Assassin's Creed ewoluuje w dobrą stronę, tak Far Cry 6 stawia na sprawdzone rozwiązania. Czy warto zagrać? Tak, jeśli wiesz, co dostaniesz. Jeśli natomiast miałeś wieloletni rozbrat z serią, to wyprawa na Yarę będzie wartym przeżycia doświadczeniem.

Ocena redakcji Gra.pl: 8/10

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Recenzja gry Far Cry 6: I ty obal szalonego dyktatora. Który to już raz? - GRA.PL

Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto